Fajna Wielkanoc
No
i co? Miało być o myślach artystycznych, a ja znów mam ochotę
napisać o 15 rzeczach niezwiązanych z twórczością :D Więc pisać
czy nie pisać?
Nie
no, muszę to wylać z siebie, bo inaczej będzie się kotłowało w
środku i wcześniej, czy później i tak będę to musiała
zmaterializować na wirtualnej kartce papieru…
Wielkanoc.
Temat na czasie, bo niedawno ją świętowaliśmy. A przy okazji cały
zestaw wątków pobocznych, związanych z wiarą w naszym
społeczeństwie.
Żeby
nie było sztampowo, mam kolejne dziwne przemyślenia - czy ludzie
chodzący do kościoła w czasie Świąt Wielkiej Nocy, idą tam
tylko dlatego, że wierzą iż Bóg nas odkupił i chcą na nowo
przeżyć tę tajemnicę? Wydaje mi się, że motywów może być
znacznie więcej.
Ponieważ
moja zdolność przetrwania w dusznych pomieszczeniach, wypełnionych
po brzegi ludźmi i dziwnymi zapachami (eufemizm!), zatraciła się
wraz z nadejściem dziwnych zestawów chorobowych, a chcąc
uczestniczyć w Triduum - ale tak, by nie zostać równocześnie
jedną z tych osób, które wynoszą z kolorem ziemistej zieleni na
twarzy - miałam swoje vipowskie miejsce na murku koło drzwi
dominikańskiej świątyni. Był to całkiem ciekawy punkt
obserwacyjny. Wiem, że powinnam się skupić na Liturgii i też
starałam się to robić, ale 30-minutowe kazanie po 9 czytaniach
Wielkiej Soboty, nie sprzyjało koncentracji. To znaczy, sprzyjało,
ale bynajmniej nie było to skupienie na słowach kaznodziei.
I
tak rozglądając się po najbliższym otoczeniu, doszłam do
wniosku, iż grupa ludzi, stojących i siedzących na takich
uroczystościach za zewnątrz, dzieli się generalnie na dwie sekcje.
Sekcja pierwsza to ci, którzy z jakiegoś powodu przyszli, ale
niekoniecznie chcieli tu być. Więc skoro już są, to zostaną na
polu, no bo po co pchać się do środka, tu może szybciej zleci. I
sekcja druga - ci, którzy z różnych powodów nie są w stanie
wytrwać w ciężkim mikroklimacie śródświątynnym. Tu wliczają
się osoby chore, źle znoszące duszne pomieszczenia i tłum, no i
matki z dziećmi, które koniecznie chciały śpiewać głośniej niż
chór (dzieci oczywiście, choć myślę, że nimi mógł jeszcze
kierować pierwotny instynkt przetrwania, bo kto wytrzyma 4 godziny
bez powietrza?). Generalnie jednak nawet ci niezainteresowani trwali
w swoim marazmie w ciszy.
I
tak również w zewnętrzu kościoła Dominikanów panowała
atmosfera godna Liturgii. Z jednym wyjątkiem… Dwie kobiety, na oko
ok. 30-stki, na początku kazania wyszły na pole i zaczęły gadać.
Wiem, nie należę do osób, które są wyrozumiałe dla dziwnych
zachowań innych w pewnych okolicznościach, ale one gadały jak
najęte, naprawdę. Szmerało głośniej niż jak starsza pani
odmawia różaniec w pustym kościele. Zastanawia mnie tylko, czemu
nie zmieniły lokalu, bo widać było, że stanie w wysokich obcasach
przysparzało im wiele trudu i aż mnie bolały stopy, jak patrzyłam
na to dreptanie. Paniom natomiast udało się nadrobić czas, bo może
się dawno nie widziały albo przynajmniej umiliły sobie nudny,
parogodzinny, „wypadałoprzecieżprzyjściowy” pobyt w kościele.
Obserwacje
te doprowadziły do nurtujących mnie od czasu do czasu tematów
związanych z osobami, które jawnie i nadzwyczaj wylewnie deklarują
się jako niewierzące. Nie przeszkadza im to jednak z korzystania w
czasie Świąt Wielkiej Nocy z wybranych „atrakcji”
okołoliturgicznych, bo one są przecież takie fajne. Prywatnie -
dostaję ataku szału, kiedy widzę na fb, jak osoba, która afiszuje
się swoim brakiem wiary i pokazuje, jak bardzo oddziela się od
kościoła i nie chce mieć z nim nic wspólnego, wstawia zdjęcie
swojego dziecka, dumnie kroczącego ze święconką, z
podpisem #poświęcone #wesołych #happyeaster. Przecież
tak fajnie jest iść poświęcić koszyczek w Wielką Sobotę,
fajnie jest zobaczyć straż przy grobie, fajnie jest kupić palmę i
pójść z nią do kościoła (tylko dlaczego trzeba wtedy tak długo
stać na jakiejś dziwnej Ewangelii?!).
To
dokładnie ta sama grupa ludzi, którzy biorą ślub kościelny, bo
to taka miła tradycja. Biała suknia, Ave Maria, mama płacząca w
pierwszej ławce. To też ta sama grupa ludzi, która wychodzi z
założenia, że ochrzci swoje dziecko, by nie miało potem problemu
z pójściem do pierwszej Komunii, ze ślubem kościelnym… Bo
szkoda byłoby takich przeżyć i pięknych ceremonii.
Ja
się tylko pytam, dlaczego? Skoro ludzie ci są tak odważni, że
krzyczą jaki to kościół jest brudny, wytykają mu wszystkie
grzechy (a przecież kościół to ludzie, a ludzie są grzeszni.
Księża po święceniach nie stają się cyborgami, które żyją
idealnie, nie naruszając żadnego przykazania), otwarcie wyśmiewają
się z wierzących w Jezusa, bo przecież to jakiś przeżytek,
oburzają się na przestarzałe przykazania, to dlaczego nie mają
odwagi zrezygnować z niego całkiem? Zakład Pascala? „Nie będę
tak całkiem rezygnować, bo to zbyt ryzykowne?”
Ja
wiem, że księża nie powiedzą takim ludziom „idźcie sobie”,
bo być może będąc kiedyś przypadkiem w kościele, usłyszą coś,
co skłoni ich do przemyśleń. Nie wiem, może mają rację. Choć
może lepiej zadziałałby zimny prysznic? Może warto im pokazać,
że wiara w Boga nie jest jakąś tam zabawą przedszkolną,
odmawianiem „paciorka” wieczornego i byciem potulnym i
lalusiowatym? Że to walka dla naszego Zbawcy, że oni - kapłani -
sami walczą, by wytrwać w wierze? Myślę, że więcej ludzi
zastanowiłoby się wtedy nad tym. Póki my - chrześcijanie i księża
będziemy tacy nijacy, to jak możemy dawać świadectwo?
A
z drugiej strony, dlaczego ludzie, którzy nie chcą żyć z Jezusem,
tak walczą o świecką rzeczywistość? Skoro ja, jako katolik chcę
żyć wiarą i przykazaniami, dlaczego mam nie móc? Przecież
złamanie przykazań nie jest karane więzieniem, to że ja decyduję
się żyć zgodnie z nimi, jest moim wyborem i nikt do tego mnie nie
zmusza. To po co ta walka z kościołem?
Nikt
nie musi żyć wg praw wiary. To jest wolny wybór. No chyba że ta
walka o „świeckość” jest tylko po to, by utulić własne
sumienie. Jeśli władze kościoła przyznałyby, że przykazania są
starodawne i już się przeterminowały, to tym, którzy nie żyją w
zgodzie z nimi byłoby łatwiej znieść fakt, że nie żyją dobrze.
Byłoby lżej usprawiedliwić przed sobą swój egoizm, bo przecież
to tylko chęć, by mi było dobrze. W gruncie rzeczy nie robię
niczego złego, bo chodzi tu tylko o moją wygodę, a czy to, że
będzie mi lżej, jest złe?
Komentarze
Prześlij komentarz