Bądź realistą. Chciej niemożliwego!





Uff! Dotacja przyznana - nie muszę teraz tłumaczyć się, co się stało, że nic nie wyszło z moich nadziei! Tak więc zabawa zaczyna się na poważnie. Generalnie to już praca wre, bo od kilku tygodni (od kiedy wiem, że z sukcesem przeszłam proces oceny biznes planu) ruszyłam z działaniami z kopyta.
Teraz chwila samouwielbienia - najdłuższe i najbardziej skomplikowane projekty już się rozpoczęły i jestem z siebie dumna, bo udało mi się uporać z moją częścią zadań na tyle sprawnie, by moi Wykonawcy rozpoczęli swoje działania jak najwcześniej.
Pierwszy projekt dotyczy tylko mnie (no w sumie to jeszcze mojego męża i kocura, bo oni dzielą ze mną nasze małe mieszkanko), albowiem chodzi o rozbudowany regał z biurkiem, który na powierzchni 1,40 x 1,40 m będzie musiał spełniać funkcje biurowe, krawieckie i magazynowe :P Choć na miejscu moich współlokatorów nie liczyłabym, że dzięki temu znikną tysiące włóczek ze skrzynek rozmieszczonych po całym mieszkaniu, wielkie płachty filcu ze schowka sofy, skrawki materiałów z różnych zakamarków szaf i poduchy spod łóżka :D.
Drugi projekt natomiast dotyczy również moich przyszłych (mam nadzieję, że jacyś się pojawią!) Klientów i Sympatyków i nosi nazwę „STRONA WWW”. Po wielu kłótniach z samą sobą, po tysiącu prób tworzenia różnego rodzaju pomysłów na układ strony, kolorystykę i grafikę, które kończyły się wciśnięciem klawisza „Delete”, po przeprojektowaniu logo (które zostało narysowane przeze mnie kilka miesięcy temu, a teraz okazało się jakieś nie do końca akceptowalne), po zaprojektowaniu wizytówek (bo przecież dobrze byłoby, gdyby logo, strona, wizytówki, opakowania i wszywki „firmowe” jakoś korespondowały ze sobą, choć sprawiając wrażenie jednej całości :P) - wszystkie moje wewnętrzne osobowości doszły do konsensusu. Layout został: po pierwsze stworzony, po drugie przekazany informatykowi (programiście? web developerowi? - obawiam się, że każde sformułowanie w tym miejscu może zostać użyte przeciwko mnie przez znawców tematu :P).
Uwaga, uwaga! Ogłaszam więc, (mam nadzieję - podkreślam!) że w połowie września ruszy Mój Własny Biznes.
Tekst ten jest więc tak samo ryzykowny, jak poprzedni o wzięciu udziału w konkursie na dofinansowanie unijne, albowiem właśnie zobowiązałam się społecznie do moich planów. Podobno najlepiej o swoim przedsięwzięciu powiedzieć jak największej liczbie osób, wtedy czujemy się niejako „napiętnowani” i mamy ogromną motywację, by doprowadzić je do skutku, no bo niby co powiemy tym wszystkim ludziom, jak nie zrobimy nic? Że jesteśmy beznadziejni i nic nam w życiu nie wychodzi?? „O co to, to nie! Ja nie dam rady? Potrzymaj mi wino!”
Choć moja psychika chyba nieco odbiega od standardów (można nazywać to wyjątkowością - ja preferuję to określenie :P - albo, jak mój mąż, „świrusostwem” :P) - bo ja przede wszystkim się stresuję i mam tysiące obaw, czy ta firma w ogóle przetrwa. Jako „znerwicowaniec” z natury, wykreowałam już w swoim umyśle setki tysięcy scenariuszy, co może nie wyjść. A każdy kolejny bardziej prawdopodobny! Czasem się zastanawiam, czy takie uwarunkowania osobowościowe w ogóle nadają się na bycie „przedsiębiorcą” :P Chociaż tak sobie myślę, że i tak najbiedniejsi to będą moi przyjaciele i rodzinka, na czele z mężem, którym będę truć, marudzić i jęczeć: „a co jeśli nic z tego nie wyjdzie…?”.

Także nadzieja w Was! Trzymajcie kciuki - i za mnie i za siebie, którzy będziecie doświadczać moich narzekań na wątpliwości, obawy i stresy!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty