W dążeniu do Literackiego Ideału




Moi Kochani przed Wami wpis nie byle jaki – i to nie tylko dlatego, że pierwszy od długiego, długiego czasu! Ale też dlatego, że pierwszy, który zamiast na komputerze, powstał (pierwotnie oczywiście) na kartce papieru, pisany ręcznie (!).

Podobno już w nie tak odległej przyszłości wśród ludzi umiejętność pisania ręcznego zacznie zanikać. Obserwując, wrodzone niemalże, zdolności dzisiejszych dzieci do obsługi wszelkiego rodzaju sprzętów elektronicznych – zaczynam w to wierzyć. Naukowcy posuwają się w swoich twierdzeniach nawet jeszcze dalej. Wg nich może zdarzyć się bowiem tak, że z większości dziedzin naszej ludzkiej działalności wykluczy nas Sztuczna Inteligencja.

Bardzo podoba mi się jednak hipoteza, mówiąca iż istnieje jedna kwestia, w której roboty nigdy nie będą od nas lepsze. Wiecie jaka? Ta, do której potrzebna jest ręczna/fizyczna precyzja. Komputer bezbłędnie i bardzo szybko policzy skomplikowane algorytmy, ale nie zatańczy jak zawodowi tancerze, poruszając widzów jednością emocji, ciała i muzyki. Robot nie zagra w piłkę, szczególnie w drużynie, gdzie ważna jest współpraca i zgranie (i nie mówię tu o Polskiej Reprezentacji piłki nożnej, bo ta chyba nawet robotów nie dogoni…). W końcu - robot nie wykona rękodzieła, które miałoby duszę i było niepowtarzalne. Owszem - maszyna nadrukuje grafikę, wyhaftuje wzór, utka tkaninę, ale ktoś musi ją wcześniej zaprogramować. Nawet jeśli „nauczymy” sztuczną inteligencję projektowania, będzie to bazowało na zapisanych w niej algorytmach, będzie więc odtwórcze. Tylko człowiek posiada nieograniczoną zdolność twórczą i pierwotną kreatywność, która po prostu w nim jest. Co więcej – tego czegoś nie da się nawet nauczyć.

O matko! Miały być dwa zdania wstępu, a wyszło jak zwykle! Na dodatek - to jeszcze nie koniec początku :P Albowiem oprócz mojej nadziei, że „zawód”, który usiłuję wykonywać, ma szansę przetrwać w komputerowej przyszłości – chciałam jeszcze wyjaśnić, cóż to za fanaberia, by pisać wpis blogowy ręcznie.

Fanaberie fanaberiami, ale to zazwyczaj potrzeba jest matką - nie tylko wynalazku, ale i bieżących rozwiązań. Jako, że z poczucia obowiązku, pomimo godziny 8 rano w sobotę (!!!), siedzę na zajęciach (a dokładniej na ekstremalnie nudnym wykładzie, który generalnie jest stratą czasu, bo więcej wiedzy wyniosłabym z samodzielnego przeczytania prezentacji prowadzącego/-ej…), warunki nie sprzyjają komputerowej pracy twórczej. No ale skoro już tu jestem (jako dzisiejsza p.o. starosty musiałam pojawić się z dokumentacją naszego roku…) - to aby całkowicie nie zmarnować tego czasu, postanowiłam konstruktywnie wykorzystać go na blogowanie (ponieważ nawet ja nie pamiętam już kiedy ostatni raz pisałam coś na bloga :P). No a w związku z tym, że ciężko byłoby klikać w klawiaturę w kameralnej grupie 15 osób na sali wykładowej – piszę sobie ładnie na kartce, na dodatek sprawiając wrażenie pilnie notującej ;)

Błagam, nie nazywajcie mnie bezduszną, albowiem „grupa tyle bierze, ile prowadzący chce jej dać”. Rozumiecie chyba, co chcę przez to powiedzieć...

Żeby wpis pisany po tak długiej przerwie nie przeraził Was już w momencie kliknięcia w niego (swoją objętością oczywiście :P), chyba w ogóle nie przejdę do rzeczy :P Tematem miał być ostatni zwariowany miesiąc. Wyjaśniłoby to nieco niemal totalny brak mojej obecności na blogu, fan page’u i instagramie w ostatnich tygodniach. Ale ponieważ po pierwsze – zbyt bardzo rozpisałam się we wstępie (chyba zbyt dużo czytam Kinga… U niego wstęp książki to jakieś 150 stron… Mam nadzieję, że jednak nie zacznę dążyć do Ideału :P), a po drugie – może dobrze się złożyło, ponieważ ciągle nie mogę Wam publicznie powiedzieć, dla jakiej Firmy pracowałam w kwietniu. Współpraca z dużymi przedsiębiorstwami ma wiele zalet – duże zlecenia, wypłacalność finansowa, ciekawe projekty. Ma też jednak jedną zasadniczą wadę… Niebotyczną biurokrację!

Dokładnie przez nią ciągle i ciągle walczę o decyzję w temacie możliwości udostępnienia nazwy, logo, no i oczywiście zdjęć samego przedmiotu, wykonanego w limitowanej ilości 35 sztuk, specjalnie zaprojektowanego do tego przedsięwzięcia.

Tak więc ja walczę dalej i wracam powoli do żywych w Internetach! A Wy oczekujcie nieoczekiwanego i doceńcie, że tekst ten kończy się jednak na samym wstępie, bez przechodzenia do rozwinięcia i zakończenia :P

Komentarze

Popularne posty