Washpapa - papier, który wody się nie boi
Jak
przystało na introwertyczkę w moim wydaniu, w ostatnim
czasie spotkałam na swojej drodze wielu obcych ludzi, z którymi
zdarzyło się spędzić trochę czasu w zaskakujących
okolicznościach, nawet z nimi rozmawiając (!). Rzecz jednak
nie w samym tym fakcie, ale w przemyśleniach, jakie
pozostały. A przemyślenia stricte zawodowe! Po raz pierwszy od
dawna będzie więc merytorycznie (mam nadzieję ;) ).
Jak
to bywa w rozmowach ludzi zupełnie nie znających się
wcześniej, a połączonych zaistniałymi okolicznościami
(szczególnie przy butelce dobrego wina… lub kilku butelkach) -
tematy schodzą na najróżniejsze tory. Choć tu akurat odniosę się
do jednej z najmniej abstrakcyjnych kwestii. Mianowicie –
w pewnym momencie takich spotkań pada pytanie: „A czym
się w ogóle zajmujesz?”. Skupię się tu egocentrycznie na
sobie, bo właśnie to moje zajęcie doprowadziło do napisania tego
tekstu. Odpowiadam zazwyczaj: „Jestem rękodzielnikiem. Walczę
o przetrwanie swojej działalności w tym zakresie”.
Jako, że rękodzielnik jest pojęciem tak szerokim, że rozmówcy
zazwyczaj nie mówi to nic, poza tym, że ma do czynienia z bliżej
nieokreśloną artystką-wariatką, dopytuje dalej.
Takim
oto sposobem dochodzę nieraz do słowa „washpapa”. I tu
często, choć w różnej formie, okazuje się, że wiele osób
w ogóle o niej nie słyszało. Niektórzy wyrażają to
bezpośrednio (np. pytaniem: „Co to jest ta łosz… wasz… no –
to, z czego szyjesz?”), inni tylko mową ciała zdradzają swą
dezorientację, choć z ust pada tylko: „Super!”. Zazwyczaj
staram się nie wydobywać na powierzchnię swojej wredności i po
prostu opowiadam, co to takiego, nie obnażając braku przyznania się
do nieznajomości obcego słowa :P Ale – tak czy tak – faktem
jest, że nie każdy spotkał się z tym materiałem i wiele
osób nie wie, co można z niego zrobić i czym się on
charakteryzuje.
Po
tym przydługawym wstępie pewnie się już domyślacie, że napiszę
Wam kilka słów o tym jakże „egzotycznym” i tajemniczym
surowcu.
Washpapa,
a dokładniej washable kraft paper, jest niczym innym, jak...
papierem. Nie jest to jednak taki zwykły papier, jaki znamy
z naszego życia biurowego czy szkolnego. Wykonawczo rzecz
biorąc, jest to papier, który można szyć i prać. Użytkowo
– można go wykorzystać na torebki, plecaki, portfele,
kosmetyczki, teczki, osłonki na doniczki, metki do ubrań, a nawet
na ozdobne pudełka na buty (bardziej wtajemniczeni wiedzą jak :P).
Podobno niektórzy zaczynają z niego szyć też np. kurtki…
Podejrzewam, że mogłoby się dać ;) Technicznie natomiast –
washpapa to włókna celulozy, zaimpregnowane syntetycznym lateksem,
dzięki czemu stają się wytrzymalsze i bardziej elastyczne.
A teraz
lekki powiew nowoczesności! Washpapa jest nazywana „skórą dla
wegan”. Skórą – ponieważ w wyglądzie i strukturze
bardzo podobna jest do skóry naturalnej. A czemu dla wegan?
Albowiem w procesie produkcji nie jest wykorzystywany żaden
składnik pochodzenia zwierzęcego.
Washpapa
posiada Certyfikat OEKO-TEX®
Standard 100, który gwarantuje brak substancji szkodliwych
w tekstyliach. Jest ona też odznaczona certyfikatem FSC,
przyznawanym drzewnym produktom leśnym. Producent zadbał więc
o zapewnienie nas o nieszkodliwości swojego produktu, nie
mamy więc podstaw, by mu nie wierzyć ;)
Washpapa
ma wiele zalet, choć ma też pewne wady :P To chyba mało
marketingowo pisać o wadach materiału, z którego szyję,
ale cóż… Wolę Was uświadomić :P
Główną
zaletą washpapy
jest
jej
wygląd.
Choć washpapa nie powala ceną (która
niska nie
jest), to w porównaniu do skóry naturalnej jest tańsza,
a daje naprawdę świetne
efekty. Nie chodzi tu o poszukiwanie substytutów skóry, bo tej
nie da się zastąpić niczym (a już na pewno nie skórą
ekologiczną, za którą ja osobiście średnio przepadam), ale
o ciekawą i godną uwagi alternatywę.
Niezaprzeczalny
plus stanowi różnorodność rodzajów washpapy. Istnieje bowiem:
- washpapa standard (klasyczna, dość sztywna i twarda)
- washpapa aged (starzona, bardziej pogufrowana, jak skóra, a także bardziej elastyczna i miękka od wersji standard)
- washpapa lamina (pokryta błyszczącą folią – tu od razu napiszę o ryzyku z tym związanym, bowiem na zagięciach folia ta może ulegać przecieraniu w toku intensywnego użytkowania)
- washpapa color (wersja farbowana, która daje pewną gamę kolorystyczną, bardziej miękka i elastyczna, ale może lekko farbować przy mocnym zmoczeniu/praniu, po wyschnięciu może się też lekko skurczyć)
- washpapa folia (pokryta fakturką np. skóry węża czy marmuru, warstwy te są bardziej wytrzymałe niż lamina)
- i na koniec washpapa z nadrukiem (nadruk UV, który jest wytrzymały i zapewnia intensywne kolory, choć podobno ta forma washpapy emituje „specyficzny zapach” - nie wiem, z takiej jeszcze nic nie szyłam :P ale muszę to sprawdzić!)
Washpapę
da się też malować farbami (sprawdzone doświadczalnie, do tego
procederu nadają się nie tylko farby tekstylne, ale również farby
lateksowe do kuchni i łazienki :P), a także markerami
alkoholowymi. Mandale, pawie i inne aplikacje właśnie w taki
sposób maluję ręcznie na torebkach dla Was :)
Skoro
sama nazwa washpapy zawiera w sobie słowo „wash” [ang.
„prać”], jasno wskazuje to na możliwość jej prania. Powiem
więcej – zawsze kiedy szyję z washpapy coś, co zaginam,
wywijam, czy składam moczę ją wcześniej, ponieważ wtedy jest
elastyczniejsza i wytrzymalsza. Również na mokro „przewracam”
uszytą formę na „prawą” stronę. Deszcze więc wyrobom z
washpapy niestraszne! Ale pamiętajcie - kiedy do środka gotowej
torebki nalewa się wodę – torebka wcale nie jest wodoszczelna…
Wszystko przecieka przez szwy :P
A propos
szwów – wspomnę tu o wadzie papieru do szycia, choć ta wada
jest problematyczna tylko dla szyjących z niej. Jak już raz
zrobi się w niej dziurkę, pozostaje ona na zawsze. Szycie
trzeba więc dobrze przemyśleć, bo odwrotu już nie ma :P
No
i jeszcze jedna uwaga odnośnie prania! Istnieje firma, która twierdzi, że wyroby
z washpapy można prać… w pralce! Skoro oni mogą, to
może i ja kiedyś się odważę :P
Natomiast
co do mankamentów washpapy – nie ma ich dużo, ale jedno ryzyko
istnieje niezaprzeczalnie. Pomimo tego, że impregnowany, to jest to
ciągle papier. Da się go więc podrzeć. Co prawda nie jest to
łatwe i wymaga wcześniejszego nacięcia oraz targania wzdłuż
włókien, ale się da.
Aby
Was jednak nieco przekonać do wytrzymałości uszytych z washpapy
Unikatów Małgorzaty, opowiem Wam jeszcze o mojej własnej
kontroli jakości ;) Ponieważ washpapa jest materiałem dość nowym
i młodym, brak jest pełnej wiedzy w temacie „prawidłowego
postępowania” z nią. Dlatego też samodzielnie zbieram know
how, ciągle jeszcze przeprowadzając testy na własnej
plecako-torbie. Forma ta powstała z potrzeb użytkowych, ale
służy również celom testowym. Dzięki ogromnym obciążeniom
mojego plecaka już wiem, że washpapa potrafi wytrzymać naprawdę
wiele! Wiem też, że nie mogę stosować pojedynczego kawałka na
przyszycie silnie obciążanych pasków, ale podwójny. Oraz, że
uchwyty na dolną część pasków plecaka lepiej lokalizować na
szwie, a nie wszywać je w rozciętą washpapę :P Mój
plecak musiał być więc kilkukrotnie ratowany, ale dzięki temu
wyroby dla Was są zupełnie pozbawione zagrożeń, które spotkały
pierwowzór :P
Komentarze
Prześlij komentarz