Chorwackie Inspiracje
Dawno,
dawno temu Małgorzata prowadziła bloga. Potem ogromna ilość
obowiązków (m. in. też ten dotyczący odpoczynku) wprowadziła
lekki zamęt w harmonogram regularnych wpisów. Tzn. tak
naprawdę żadnego harmonogramu nie było, ale lepiej brzmi, że
został on zachwiany, niż że nie zmotywowałam się wystarczająco,
by POMIMO wszystko coś napisać.
Teraz
nie ma już wymówek. Urlop przeminął. Ostatni jarmark zakończył
się totalnym fiaskiem, w przeciwieństwie do wcześniejszych,
po których miałam sporo pracy. Wszystkie bieżące zamówienia
oddane. No i nie mam już czym wytłumaczyć braku podjęcia
wyzwania pt. Etsy i braku jakiejkolwiek aktywności w Małgorzaty
Abstrakcyjnych Światach.
Blog
humanistyczny (tak prawdziwie humanistyczny!)
Ponieważ
blog ten jest już tak wielotematyczny – myślę więc, że
dzisiejszy aspekt podróżniczy nikogo bardzo nie zadziwi :P Będą
oczywiście wspomnienia z wakacji, a jakże! Ale
niezupełnie bez związku z tematyką artystyczną.
Po
wstępnym otrząśnięciu się z doznanego szoku termicznego
i próbie wykaraskania się z nagłej depresji jesiennej –
postanowiłam, że nie odłożę wspomnień z bajecznej
Chorwacji do głębokiej szuflady umysłu, ale wykorzystam je
w bardziej kreatywny sposób! Tak oto powstała „kolekcja
specjalna” - chorwackie wrażenia, zamknięte w tkaninach.
Tutaj możecie obejrzeć, co powstało, a poniżej przeczytać –
dlaczego właściwie ;)
Panie…
co tak drogo?
Chorwacja
to przede wszystkim morze, góry, wąskie uliczki, czerwone dachy i…
kuna chorwacka. Waluta o tak wdzięcznej nazwie nie mogła nie
znaleźć się w kolekcji! Jednak pomimo całej sympatii do kun, taką
samą sympatią niekoniecznie można pałać do cen. Ale kraj
turystyczny, cały rok musi przeżyć za środki zgromadzone
w sezonie, nie ma się więc co dziwić. A skoro turysta
zapłaci, to tylko brać :P
Jaka
nudna ta autostrada...
Tereny
piękne, więc i turystów na Chorwacji mnóstwo. Wcale się im
nie dziwię, również nasze zachwyty nad tym krajem rozpoczęły się
już niedługo po przekroczeniu granicy. Tzn. ja się wybudziłam już
w samym środku pięknych krajobrazów, zła na Męża, jak mógł
mnie nie obudzić wcześniej, skoro ta autostrada taka piękna!
Jakież to totalnie różne od naszej A4, gdzie można oglądać
zazwyczaj tylko ekrany…
Autostrada
przez góry, której większość stanowiły tunele, już była
magiczna. Kiedy z niej zjechaliśmy, mapy Google pokazały, że za
moment powinniśmy zobaczyć morze. Ciekawe… Jeszcze byliśmy w
górach, więc nie wydawało się to logiczne. Jednak istnieją
rzeczy nielogiczne, a prawdziwe, bowiem tuż za zakrętem naszym
oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok gór,
wchodzących bezpośrednio do morza!
Morze
jest głębokie i szerokie
No
i morze też nie byle jakie. Nie dość, że ciepłe, to jeszcze
w kolorach, które nawet ciężko nazwać. Lazur to z pewnością
określenie zbyt mało nobliwe. No i ta przezroczystość.
Niezmącona niczym. Nawet nogą postawioną w wodzie na
kamieniu! I żyją sobie w takim raju na ziemi różne
mniej i bardziej urocze stwory. O ile jeszcze jeżowce,
rozgwiazdy i ryby wszelkiej maści – moją sympatię
wzbudzały, o tyle biegające na obślizgłych nóżkach muszle
czy kraby – nie do końca… Jako jednak, że każdy może mieć
odmienny gust (np. mojego Męża kraby wprost zachwycały, podczas
gdy u mnie wywoływały dreszcz grozy) – w kolekcji
znalazła się zarówno cudna rozgwiazda, jak i okropny krab ;)
Lepiej
na wakacje w góry czy nad morze?
Również
wyspa Krk, na której bytowaliśmy, nie odbiegała od chorwackiej
natury. Tutaj tak samo morze stykało się bezpośrednio z górami,
czego najbardziej spektakularnym przykładem były góry w okolicy
Starej Baszki. Jadąc do tej mieściny, która do niedawna była
skomunikowana ze światem wyłącznie drogą morską, oczywiście nie
przygotowywaliśmy się na wycieczki górskie. No któż by szedł
w góry, w których rośnie (a w zasadzie walczy
o przeżycie) jedna roślinka na 5 metrów kwadratowych, podczas
gdy temperatura sięga 30 stopni, a na niebie nie ma ani jednej
chmurki… No jak to kto?! Oczywiście, że my! :D I to na
dodatek w sandałach…
Fakt
faktem, że decyzja została podjęta spontanicznie. Skręciliśmy
w drogę, która akurat nie zawiodła nas do centrum, ale pod
szlaki górskie, a morska bryza, która nas musnęła, była tak
przyjemna… że nie oparliśmy się wizji wędrówki szczytami
wzdłuż wybrzeża. Nie umniejsza to jednak naszej beztroskiej
bezmyślności, za którą zapłaciłam dwoma krwiakami na stopach po
bliskim spotkaniu ze skałami :P Mam je jeszcze do dziś – taka
pamiątka z podróży ;)
„Miałem
na oku hacjendę”
W
takich realiach dylemat, czy lepszy domek w górach czy nad morzem,
przestaje mieć jakąkolwiek rację bytu :P No cud miód po prostu –
móc wędrować górskim szlakiem, a w przerwie zejść na
dziką plażę, popływać w morzu, wyschnąć na słoneczku i…
pójść dalej w kierunku szczytów.
Poza
cudownymi widokami, w górach można spotkać też lądowe okazy
zwierzęce. Może nie aż tak egzotyczne, jak te morskie (no bo któż
z nas nie widział w swoim życiu owiec?). Jednak te
tutejsze egzemplarze jakieś inne, dziksze trochę, no i z długimi
ogonami :P Jest więc i dzika owca w kolekcji chorwackiej
;)
Mieć
kota na punkcie… kotów!
No
i wisienka na torcie na koniec. Koty!
Krk
to bez wątpienia kocia wyspa. Ludzie nie mają tu psów (jakże są
dojrzali w swych wyborach :D), jedyni przedstawiciele tego
gatunku towarzyszą turystom. Za to kotów jest tam całe mnóstwo!
I to nie tylko w portach!
Wygrzewają
się na kamiennych schodach, towarzyszą turystom w ich
wędrówkach po wąskich, kamiennych uliczkach albo zjawiają się
nagle, ni stąd ni zowąd, na dźwięk otwieranego plecaka. No
przecież jest duża szansa, że człowiek ma w plecaku
JEDZENIE! No i jeśli miałby je wyciągnąć, nie można
przecież przegapić takiej szansy :P
Do
kolekcji zwierzaków nie mógł więc nie dołączyć i kocur!
Wakacje,
znów będą wakacje, za rok będą znów...
Wakacje,
wakacje i po wakacjach… Ale, żeby nie było nam tak całkiem
ciężko wracać, to już na wyspie zafundowaliśmy sobie dzień
pracy :P Para naszych przyjaciół wyśmiała nas w taki oto
wyrafinowany sposób: „no tylko Siwce mogą jechać na wakacje
i tam pracować na winnicy :D”.
Praca
pracą, ale wszystko, czego dowiedzieliśmy się o prawdziwym
życiu Chorwatów w ciągu tych kilku godzin – bezcenne! Nic
nie daje tyle wiedzy o miejscu, jak rozmowa z jego
mieszkańcami, nawet jeśli w języku
polsko-angielsko-chorwackim :P Młodzi ludzie na Chorwacji mówią po
angielsku, ale to właśnie dzięki temu, że starsi nie – mogliśmy
odkryć, że dialekt staroslovensky, którego kiedyś używano we
Vrbniku, jest bardzo podobny do języka polskiego.
No
i jeszcze szok kulturowy, jakiego doznaliśmy podczas drugiego
śniadania między winoroślami, na które zostaliśmy zaproszeni:
„Przepraszamy,
że tak skromnie. To takie nasze proste, chłopskie jedzenie. To
najłatwiej było zabrać do koszyków na winobranie”.
A
przed nami - suszone szynki, kiełbasa z daniela, długo
dojrzewający ser z mleka owiec… Tak… Zupełnie inny świat
:P
Komentarze
Prześlij komentarz